poniedziałek, 9 grudnia 2013

Aleja Wiśni 2 (1)

A no witamy ponownie!! XDD Mówiłyśmy, że to nie koniec prawda? :3 No i proszę. 2 część Alejki. Mamy nadzieje, że spodoba wam się tak samo jak pierwsza część, jak nie bardziej XD
standardowo:

Seme -Jonghyun.
Hajkuś -Key
Przepraszamy za wszystkie błędy..;__;
________________________________________________________
Wracam zmęczony do domu po całej nocy spędzonej w firmie...nareszcie zobacze mojego ukochanego męża...i nasze cudowne dzieci.

- Jak się prześpie z dwie godzinki to moze pójdziemy wszyscy razem na spacer...-ziewam. Znowu zatrzymaly mnie sprawy związane z Exo...Lay znowu sprawia problemy...Co za dzieciak...
-No nic...pora przywitać się z moim ukochanym... -sięgam do klamki kiedy dostaję sms. O! moja stara znajoma...ciekawe czego chce...no nic...czytam sms i nie wierze wlasnym oczom...Nie wchodzę do domu od razu...Zawracam do miasta spotkać się z rozmówczynią...Wracam po 2h. Wchodzę od razu do domu i zdejmuję buty i kurtkę. -Wrócilem...-Czekasz na mnie przy wejściu z dzieciakami u boku czekając na buziaka na dzień dobry..przechodzę obok was obojętnie ze spuszczoną glową. Nie mogę Ci spojrzec w oczy. Nie potrafię. Nie teraz.


Kolejny samotny wieczór. Ja, dzieci i książka. Odkąd Exo zadebiutowało widzę, że jesteś coraz bardziej zapracowany. Staram się to wszystko pogodzić, ale brakuje mi Ciebie.
-Umma, kiedy wróci Appa- Hyomin wchodzi mi na kolana.
-Nie mam pojęcia...może...- słyszę pukanie do drzwi. -O! To chyba Appa! -Hyomin ciągnie mnie w stronę drzwi. Jihoon już dawno przy nich czeka. Jest strasznie w Ciebie zapatrzony. Wchodzisz do domu. Witasz się z dziećmi, ściągasz kurtkę, buty i idziesz do salonu. A co ze mną.? Czemu się nie przywitałeś?
-Jonghyun...wszystko okej? -idę za tobą do salonu. Hyomin i Jihoon bawią się razem klockami.

-Emm..taak. Wszystko okej.Jestem tylko zmęczony.Em.Chcialbym się polożyć jeżeli pozwolisz.- idę w stronę schodów nawet nie pytając co u Ciebie. Wiem, że zachowuje się jak dupek...ale nie mogęna Ciebie spojrzeć..rozmawiać z tobą...czy nawet dotknąć. Z jednej strony tak bardzo chcialbym Cię przytulić,ucalować, powiedziec "dzień dobry" i porozmawiać jak Ci minąl wieczór i poranek...ponarzekać na pracę gdyż wiem, że na pewno byś mnie wysluchal..potem zrobil herbatę i przytulil. Poprostu przytulil i nic wiecej. Ale nie mogę. Wiem, że jeżeli bym to zrobil to wszystko by się wydalo..nie możesz się o tym dowiedzieć...NIE MOŻESZ...

Coś jest nie tak Nigdy taki nie byłeś. Mam złe przeczucia.
-Dzieci, pora do łóżek do już! Chodźcie, dajcie mi całusa na noc i do spania! -Daję buziaka Hyomin a potem Jihoon'owi po czym biorę oboję za rączkę i zaprowadzam do łóżkek. Jak dobrze, że bawiłem się z nimi cały wieczór i wcześnie je wykąpałem. Gaszę wszystkie światła na dole i zamykam drzwi od pokoju dzieci. Na drodze nagle pojawia się nasze małe kociałke.
-Chodź tutaj ty mały rozbujniku- biorę kotka na ręcę i idę z nim do sypialni. Widzę, że leżysz na łóżku, rozmyślasz o czymś, ale nie patrzysz na mnie.
Podchodzę do ciebie, kładę kotka na łóżku i siadam na przeciwko ciebie. Nigdy nie przynosiłem kota do naszej sypialni a już napewno nie kładłem go na pościeli. Zapada grobowa cisza.
-Ekhm...przyniosłem kociałka....-kotek chodzi po całej pościeli co chwila miaucząc.


Siadam. Spuszczam glowe. Nie. Jezeli bede sie tak zachwoywal..ty zaczniesz cos podejrzewac. Nie jestes glupi. Zbieram sie w sobie i zaciskając rece na poscieli podnoszę rozesmiana twarz. -A co to się takiego stalo, że przynioslego Nekosia do lozka? Już predzej podejrzewalbym ze wyrośnie mi kaktus na dupie niż, że przyniesiesz go do naszego lozka. -pod koniec drzy mi lekko glos ale udaje mi sie to zamaskowac kaszlnieciem. Czuje sie jakbym Cie zdradzal...ba! jakbym już Cie zdradzil! Patrze prosto na twoja twarz uśmiechając sie lekko - Nie musisz się tak dla mnie poświęcać...no ale skoro już tu jest....-biorę kotka na ręce i zaczynam go miziac- Widze ze nadal patrzysz na mnie podejrzliwie - No już, nie martw sie wszystko gra, jestem tylko naprawde zmęczony...-dotykam twojej dloni. Dlon mnie pali. To mnie męczy od środka...

Podnoszę się i siadam okrakiem na twoich biodrach.
-Ostatnio jesteś strasznie zapracowany -bawię się końcem twojej koszulki. -Jonghyun....-patrzę prosto w twoje oczy. -Jesteśmy już razem 5 lat. 60 miesięcy. 1825 dni. 43 800 godzin. Mamy dwójkę wspaniałych dzieci i kota, którego czasami mam ochotę wywalić na dwór, ale to dzięki niemu to wszystko się zaczęło. Pamiętaj. Zawsze możesz mi o wszystkim powiedzieć. -uśmiecham się do Ciebie.


"Blagam...nie rob tego...Nie utrudniaj mi tego..."Boli jak cholera, ale nie daje po sobie tego poznać. -Wow...liczyleś to wszystko? A mówi sie, że szczesliwi czasu nie liczą..-ręce opieram za sobią modląc się abyś przestal tak na mnie napierać. To spojrzenie...oskarżycielskie. -Wiem kochanie. Wiem to, ale na prawde nie ma o czym tu mówić, jestem poprostu zmęczony i tyle...Lay znowu się klóci z Xiuminem, a Tao dalej sie spóźnia na każda próbę....Przepraszam,że Cię zaniedbuję...Nie chcę tego...Wolalbym jeść z wami obiady, obejrzeć rodzinnie od czasu do czasu jakiś nudny fim, Wyjść z dzieciakami na dwór, czy nawet iść z tobą na Alejkę, kiedy dzieci bylyby w przedszkolu...Bardzo bym chcia...ale wiesz, że narazie nie mogę..I tak staram się, kończyć jak najwcześniej...Proszę Cię, zaczekaj jeszcze trochę...

-Jonghyun, zrozum. Nie obwiniam cię za to, że pracujesz. To normalne, jak w każdej rodzinie. Pamiętaj, że zawsze, kiedy będziesz wracał z pracy do domu, ja będę na Ciebie czekał tak samo jak dzieci. -biorę twoją twarz w obie dłonie i składam na twoich ustach delikatny pocałunek. Nie jest taki sam. Jest zupełnie inny. Kompletnie. Nie jest czuły. Jest zimny i bezuczuciowy. Coś jest nie tak...i to napewno nie jest wina zmęczenia...ani Exo.

-Rozumiem. Dziękuję kochanie. Naprawde..wiele to dla mnie znaczy...-Teraz nie klamię...mimo, iż caly czas gram, teraz mówię prawdę...ale to boli jeszcze bardziej...Ty mnie tak bardzo kochasz...Tak bardzo mnie wspierasz...Tak bardzo, że to boli...A ja co..? Dlaczego się na to zgodzilem?...DLACZEGO?! Jestem takim debilem...jeżeli się dowiesz...stracę wszystko...wszystko na czym mi zależy. Na dodatek te usta. Przez te 5 lat poznalem je doszczetnie. Ich ksztalt, strukture, miekkość, każde wypuklenie, zgrubienie, każdy doleczek....nawet smak. Zawsze gdy ich dotykalem czulem, że są moje, tylko moje, nikt nigdy ich nie dotknąl. Zawsze tak bardzo pragnąlem twoich ust twojego dotyku, dalbym sie pochlastać za chwilę spędzoną w twoich ramionach...ale teraz... Dalbym tyle samo, żebyś przestal. Żebyś mnie zostawil.

Ostatni raz muskam twoje usta. Odsuwam się od Ciebie zagryzając swoją dolną wargę. Patrzę na nasze dłonie. Mimo tego, że ten pocałunek nie był taki jak inny- one nadal się splatają. Uśmiecham się pod nosem i patrzę prosto w twoje oczy. Próbuję z nich coś wyczytać...smutek, żal, przebaczenie. Co to ma znaczyć. Marszczę brwi. Głowę zaprząta mi masa pytań....Nie wsytarczam ci? Nie kochasz mnie? Chcesz odejść? Nie chcesz powiedzieć mi prawdy? A może mówisz prawdę, tylko ja jestem głupkiem. Schodzę z twoich bioder, wstaję z łóżka i podchodzę do okna. Opieram dłonie o parapet i rozmyślam. Pewnie w tym momencie podszedłbyś do mnie, objął od tyłu, położył głowę na ramieniu i spytał o czym myślę...ale w tym momencie jestem pewny, że tego nie zrobisz. Nie zrobiłbyś czegoś, czego nie chcesz. To znaczy, że już mnie nie kochasz? Ocieram łzę płynącą po moim policzku.

Najpierw probowalem wyczytać coś z twojej twarzy...znalazlem tam tylko strach. Jeden wielki strach. To z mojej winy. Czuję ogromny ucisk w klatce piersiowej, ale nic nie mogę na to poradzić..Nienawidzę Cię oklamywać..tak bardzo tego nienawidzę...zdejmuję bluzkę. Kiedy przeciskam glowe przez dekolt slyszę pociągniecie nosem. "Nie. Tylko nie to...". Stoisz pod oknem i placzesz...nie wydajesz z siebie zadnego dzwieku tylko patrzysz na ksiezyc a po policzkach sciekają Ci lzy. Od razu do Ciebie podchodzę i..już z przezwyczajenia najpierw lapię Cię za jedną dloń. Potem drugą. Caluję każdy knykieć z osobna. potem przysuwam się do Ciebie i trzymając twoją twarz w dloniach przytulam Cię. Caluję twojąskroń i zlączam nasze czola. Tak,jak zwykle. -Nie placz maleńki...jestem tu. I zawsze będę.

Ocieram łzy i patrzę w dół na podłogę. Nie chcę, żebyś widział jak płaczę. Nie chcę, żebyś myśłał, że jestem słaby. Podnoszę lekko wzrok i dopiero teraz zauważam, że jesteś bez koszulki. Znów to uczucie. To cholerne uczucie w sercu. Ten ucisk. Choć jesteśmy już razem 5 lat ja nadal się czuję, jakbym poznawał cię na nowo. To sprawia, że uczucię jakim cię dażę z dnia na dzień rośnie. Nie wiem co mam zrobić. Zawsze mi mówisz, że mnie nie opuścić, że zostaniesz i, że zawsze będziesz. Mimo tego nadal się boję, że nasz opuścisz. Z jednej strony tak cholernie cię kocham a z drugiej- żyję w ciągłym strachu...

Widzę jak patrzysz na moją klatkę. "O nie. Nie zrobię tego...przepraszam Key...". Zakadam pospiesznie koszulkę do spania i przytulam Cię na nowo. -Hej...kotku...spójrz na mnie..-lapię twoją twarz w swoje ręce- Zawszebędęprzy was..jesteście moją rodziną, moim szczęściem, moim życiem, moim sercem, moim marzeniem, moją przeszlością, moją teraźniejszością, moją przyszlością. Jesteście dla mnie wszystkim...I są tylko 2 możliwości, żebym odszed Kibum...tylko 2....Jedna to katastrofa naturalna...ale to i tak tylko na jakiś czas, bo jak już umrzemy to i tak Cię znajdę...Albo...jeżeli ty sam będziesz tego chcial...A póki mnie kochasz...Nie odejdę. Nigdy. Kocham Cię, i zrobię dla Ciebie WSZYSTKO. WSZYSTKO Kibum. -naciskam na to slowo chcąc nawet nieświadomie Ci coś zasugerować...Ja to MUSZĘ zrobić, żeby was chronić...dlatego wybacz mi...

-Będziesz przy mnie nawet wtedy, kiedy będę stary, gruby, brzydki, owłosiony, siwy i będę miał chorobę parkinsona i zespół niespokojnych nóg i rąk? -patrzę na ciebie zaszklonymi oczami. -Jonghyun...jeśli kiedykolwiek będę chciał odejść to możesz mnie zastrzelić. Masz moje pozwolenie. Jaa...Kocham Cię. Kocham cię jak idiota, z każdym dniem coraz mocniej. Jestem szczęśliwy, kiedy wracasz do domu a ja znów mogę cię zobaczyć. Jestem szczęśliwy, kiedy jemy razem, bawimy się z dziećmi....i....kiedy się kochamy, kiedy śpimy razem, zasypiamy, budzimy się, mówimy sobie poranne ,,dzień dobry,, przytulamy się, całujemy. Jestem szczęśliwy kiedy robimy coś razem. -kładę ręce na twojej klatce piersiowej, dłońmi badając przez materiał koszulki każdy mięsień twojego brzucha.

To dla mnie za dużo...przyciągam Cię mocno i zaczynam plakać jak dziecko. Z bezsilności....muszę to zrobić...Ale tak bardzo mnie to boli...Tak bardzo Cię kocham. Opadam z tobą na kolana pacząc Ci w koszule...to jest chyba pierwszy raz, kiedy to ja potrzebuję pocieszenia. Przyciągam Cię jeszcze bliżej tak jakbyś mial mi zaraz uciec. Powiedzieć, że żartowaleś i zawiodles sie na mnie. Poprostu moczę Ci koszule. Co chwilę wstrząsa mną szloch a z mojego gardla wymyka się jęk bólu. -Przepraszam Kibum...przepraszam Cię za wszystko...Przepraszam...przepraszam...-powtarzam jak mantrę...podobno...jeżeli wypowiesz jakieś slowo, klamstwo, marzenie 1000 razy to dotrze do tej osoby lecząc rany, stanie się prawdą albo nawet się spelni.

To wszystko...działo się tak szybko. Najpierw mówisz mi te wszystkie słowa a potem upadasz ze mną na kolana, płaczesz mi w koszulkę i przepraszasz. Teraz jestem pewien, że nie chodzi o Exo. Jestem na 100% pewien. Zaczynam płakać. To znaczy, że....coś się zdarzyło...coś, co nigdy miało się nie zdarzyć...zdradziłeś mnie...? W mojej głowie jest tylko ta jedna jedyna myśl.
-Jonghyun...błagam powiedz mi. Powiedz mi do jasnej cholery co ty zrobiłeś! -zaczynam krzyczeć przez łzy.


-Nic nie zrobilem...Naprawde...nic nie zrobilem...poprostu...dopiero teraz zdalem sobie sprawe z tego jak Cię moglem ranic...zaniedbujac Cię, czasami Cię odpychając tylko dlatego, że bylem zmęczony, Nie mowiac Ci tylu rzeczy...Naprawdę Cię przepraszam Key...za wszystko co zrobilem,robie i zrobię....Ja nie chcę was stracić...-Lapię się za wlosy i chowam glowe w kolanach. Czemu to jest takie trudne?! Dlaczego ona mi to robi?! DLACZEGO?! CO JA JEJ ZROBILEM?! DLACZEGO CHCE TO WSZYSTKO ZNISZCZYĆ!?
Przytulam cię mocno do siebie, głaszcząc po głowie. -Jonghyun, już nigdy więcej mi tak nie rób...ja tu wychodzę z siebie, myśląc....że stało się coś strasznego...upadasz na kolana i mnie przepraszasz, ale czemu? Jonghyun, jesteś po prostu przemęczony- łapię twoją twarz w dłonie. Dotykam twojego czoła. -Gorączki nie masz...nie jesteś chory...to zwykłe przemęczenie...i nie rób mi tak więcej, zrozumiano? -Całuję cię w czoło.

Śmieje się przez łzy- Tak...nie będę...przepraszam...-Powoli wstaje i kieruje się do łazienki- To...ja pójdę już się wykąpać..faktycznie ostatnio źle sypiam...

"A miałem taką ochotę na wspólny prysznic...." -myślę i kiedy znikasz za drzwiami kładę się do łóżka. Kiedy wchodzę pod kołdrę....czuję, że coś pod nią jest.... -Kocie, co ty tu robisz...? -wyjmuję spod niej kotka. Zaspanego. -W sumie....to jesteś całkiem słodki...i masz takie słodkie łapki....-kotek kładzie się na pościeli. -Hmm...no okej....dziś pozwolę ci tu spać...ale tylko dziś...sierściuchu...-Kot kładzie się obok mnie na poduszce, wtulając się w zagłębienie mojej szyi.

Przypatruję się w swoje odbicie w lustrze. Jestem taki plugawy...ohydny, odrzucający...obrzydliwy...mam ochotę rozwalić lustro. Nie mogę patrzeć na tą twarz. Ogarniam jako tako i chcąc mieć już wszystko za sobą..wychodzę z łazienki i wiedzę...niecodzienny widok, ty i kot w jednym łóżku...wtuleni w siebie...Niesamowite...serce jednocześnie mi się raduje i pęka z bólu. Nie mogę. Całuję Cię w czoło i wychodzę, Wchodzę do pokoju dzieci i je również obdarzam delikatnym całusem. Ide do salony. Spędzam tam całą noc...sam..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz