poniedziałek, 9 grudnia 2013

Aleja Wiśni (4)

Tak jak zwykle :D
Hajkusia- Key
Hentai- Jonghyun
___________________________________________________________________
~~~Następny dzień~~~

Budzę się przez promienie słoneczne padające na moją twarz. Mrużę oczy Chcę się podnieść, ale coś mi przeszkadza. Patrzę w dół. Na moim brzuchu leżysz ty. Taki spokojny, delikatny. Kołdra zasłania Ci tylko najważniejsze części ciała. Uśmiechasz się przez sen i coś pomrukujesz. Nagle słyszę jak wypowiadasz moje imie szeptem uśmiechając się przy tym szerzej. Sam się uśmiecham i dotykam twoich włosów.

Budzę się pomrukując coś pod nosem. W pokoju jest strasznie zimno, pewnie przez otwarte okno. -Mmm, zimno- zakrywam się po uszy kołdrą. Powoli otwieram oczy i odwracam się na drugi bok. Nie ma cię. Zrywam się i siadam na łóżku. -Nie...to nie może być...-urywam w pół zdania, kiedy słyszę szelesty i kroki dobiegające z kuchni. Wzdycham głęboko, zamykając oczy i przypominając sobie poprzednią noc.

Wchodzę do pokoju z tacką. Trząsłeś się z zimna więc poszedłem włączyć kaloryfery i przy okazji zrobiłem kawę. Ledwo co odstawiam tackę na krzesło pod ścianą, a czuję jak się na mnie rzucasz. Przewracamy się, ja uderzam głową w podłogę, a ty zaczynasz szlochać- Ej no! ej nie płacz! co się stało, Ej! Kibum, co jest? coś Cię boli?! - Z przerażeniem oglądam twoją twarz i całe twoje ciało, dalej jesteś nagi. Z powrotem się do mnie przytulasz.

-Bałem się...że mnie zostawiłeś...po tej nocy...że to co mówiłeś, nie było prawdą. Myślałem...że tego żałowałeś...kiedy się obudziłem...nie było cię. Wystraszyłem się. Przepraszam...-przytulam cię, kurczowo trzymając się twojego białego tshirtu. Moje nozdrza drażni zapach perfum. Ich zapach jest ciężki. Idealnie podkreśla twoją osobowość. Spoglądam na twoją twarz. Idealne włosy, ułożone. Wpatruję się w ciebie jak w obrazek. -Jesteś...bardzo przystojny...-mówię, po chwili uderzając się z otwartej dłoni w czoło. "Key co ty wygadujesz.."

Słucham tego co mówisz nie wiedząc co mam o tym myśleć- po primo...Trząsłeś się jak osika więc poszedłem włączyć kaloryfery...zrobiłem od razu kawę i ogarnąłem się jako tako...po secundo...mówiłem Ci wczoraj, że gdy się obudzisz, dalej tu będę...-uśmiecham się delikatnie- po tercero....A ty jesteś baaardzo seksowny..-Całuję Cię w otwarte usta.- Szczególnie, że dalej nie masz nic na sobie...-Przygryzam twoją dolną wargę.

-Pfff, zboczeniec!- schodzę z ciebie, po chwili siadając na środku łóżka i zakrywając się po uszy kołdrą. -Auuu...mój tyłek...-szepczę pod nosem, wykrzywiając twarz w grymasie. Zakrywam się kołdrą tak, że widać mi tylko oczy. -Nie ma mnie! -zaczynam się śmiać.

HAHAHAHAHA nie w ogóle -Też się uśmiecham. Biorę tackę z kawą i podaję Ci jeden kubek. -Słodzona...z mlekiem..tak jak lubisz -Uśmiecham się i biorę łyk mojej kawy, czarnej, niesłodzonej -Obydwoje mamy dzisiaj na późniejszą godzinę, wiec możemy jeszcze chwile zostać w domu...Co chciałbyś zjeść na śniadanie? -na czworakach podchodzę do Ciebie i siadam naprzeciwko na futonie.

-Skąd wiesz, że to moja ulubiona kawa...? -patrzę na ciebie, biorąc łyk gorącego napoju. -Hmmm...możemy zjeść wspólne śniadanie...a potem obejrzeć jakiś film...albo po prostu nic nie robić -uśmiecham się, odstawiając kubek.

Lekko sztywnieję kiedy pytasz o kawę, ale zaraz potem się rozluźniam -Chyba nic nie leci w tv, a ja mam same stare musicale..-Krzywię się lekko.- Ale co do nic nie robienia to chyba się skuszę -Wystawiam Ci język- No to co chcesz na śniadanie? Tylko proszę Cię...coś co będę potrafił zrobić..

-Hmmm...no to może...naleśniki z dżemem...? No to chyba potrafisz zrobić -uśmiecham się, biorąc kolejny łyk kawy. -A jeśli nie, kawa w zupełności wystarczy...zwłaszcza, że jest zrobiona przez ciebie...-nachylam się i całuję cię delikatnie w policzek.

Uśmiecham się mile zaskoczony gestem- No dobra, naleśniki...może być dżem wiśniowy? mam jeszcze truskawkowy i limonkowy, ale chyba wiśnia będzie najlepsza...-Wstaję i już chcę odejść kiedy czuję jak ciągniesz mnie za spodnie.

-Emmm...Jonghyun....s..stój....i usiądź. -patrzę na ciebie z powagą na twarzy. -Chcę z tobą...porozmawiać...

Patrzę zaniepokojony na Ciebie, klękam- Co się stało?

-Jest coś co chciałbym, żebyś wiedział...-biorę głęboki wdech, patrząc ci prosto w oczy. -10 lat temu, kiedy miałem 8 lat zdarzył się wypadek. W samochodzie byłem ja i moi rodzice. Na drodze było ślisko. Nagle mój ojciec stracił kontrolę nad autem. Wpadliśmy w rów. Ledwo co uszedłem z życiem -Odgarniam grzywkę i pokazuję ci bliznę na czole. W szpitalu spędziłem pół roku. Lekarze walczyli o moje życie. Na szczęście...przeżyłem...moi rodzice nie. Oboje zginęli na miejscu. Dowiedziałem się o tym pół roku po wypadku. Wmawiali mi, że żyją, że leżą w tym cholernym szpitalu co ja...-Ronię kilka łez, zaciskam pięści  na kołdrze.-...a oni nie żyli. Pogodziłem się z tym. Zamieszkałem z moim starszym bratem. Jednak on....nie mógł przyjąć do siebie tego, że rodzice nie żyją. Wszystko było normalnie...ale kiedy miałem 15 lat...wtedy on zaczął pić. Codziennie przychodził do domu pijany...wyżywał się na mnie. Zamykałem się w pokoju i siedziałem w nim całymi dniami. Nie chodziłem do szkoły. Zacząłem brać narkotyki. Chciałem popełnić samobójstwo...z tego wszystkiego wyciągnął mnie Taemin. To on pomógł mi na nowo żyć...Poznałem go w drugiej klasie liceum...Byliśmy...znaczy....jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Kiedy poznałem Taemina...zobaczyłem Ciebie. Nigdy nie zapomnę tego dnia. Wtedy pomyślałem, że...muszę zacząć na nowo żyć. Dla Ciebie. Choć mnie nie znałeś....wiedziałem, że....jesteś dla mnie kimś więcej....-Patrzę prosto w twoje oczy.- Jonghyun...powiedziałem ci to, bo chcę, żebyś znał moją historię. Nigdy nie odczujesz na własnej skórze tego co przeżyłem, ale chcę, żebyś o tym wiedział. Chcę być z tobą szczery. Bo Cię Kocham. Bo nigdy nie nikogo nie kochałem. Nigdy nie mogłem posmakować prawdziwej miłości...Jonghyun. Zrobisz co chcesz. Możesz odejść i powiedzieć, że nigdy mnie nie znałeś...ale możesz też zostać...wybór należy do Ciebie...ale kiedy odejdziesz...chciałbym, żebyś wiedział...że Cię Kocham...To tyle.

Siedzę skamieniały. Nie wiem co powiedzieć..Nie wiem co zrobić...Mam Cię przytulić..zostawić Cię w spokoju...Nie wiem...Patrzę w dół na podłogę jakby nagle coś mnie tam zaciekawiło "Przeżyłeś tyle w życiu....a mnie przy tobie nie było....ale...to....dla mnie...dla mnie wyszedłeś z dołka..." "Ty mnie naprawdę kochasz...powiedziałeś mi o tym wszytkim...ciszę się...ale też boli mnie serce...czuję się tak jakbyś  oddał mi połowę swojego cierpienia...nie da się opisać tego wrażenia...jakbyśmy od zawsze byli połączeni, ale trzymała nas zdala od siebie maleńka klamerka nie pozwalająca nam się połączyć do końca...teraz tej klamerki nie ma....czuję Cię całym sobą mimo iż Cię nie dotykam..." Nie potrafię powiedzieć ani słowa...Tylko myślę. Siedzę i myslę. Wstaję. dalej na Ciebie nie patrzę. Wychodzę z pokoju..Wracam z pokoju po kilku minutach...W rękach trzymam dwa zdjęcia, za sobą niosę worek. Z powrotem siadam naprzeciwko Ciebie. Po moich policzkach ciekną łzy. Patrzę Ci w oczy. Słabym głosem mówię.- To jest moja mama...-Pokazuję na jedno zdjęcie. Na zdjęciu jest śliczna, uśmiechająca się kobieta o krótkich czarnych włosach.- Zmarła kiedy miałem 7 lat...nie..chwila...została zabita...przez mojego ojczyma...widziałem to...pobił ją na moich oczach...a ja nie mogłem nic zrobić...przywiązał mnie do krzesła...Ja...jak skończył z mamą..-Łapię powietrze. Nie patrzę na Ciebie. Ręce mi się trzesą...zajął się mną...zgwałcił mnie...nie raz...potem pobił....znalazł mnie mój biologiczny ojciec...zamieszkałem z nim, ale nigdy nie potrafiłem mu zaufać...był mężczyzną....bałem się gdy kładł mnie spać...dawał mi jeść...nawet jak siedział obok mnie oglądając telewizję...kochałem go, ale się bałem...-Kładę przed tobą drugie zdjęcie.Jest na nim mężczyzna na oko 45 letni, ma wąsy, zdjęcie jest czarno białe -...kiedy miałem 16 lat uciekł...a przynajmniej tak myślałem...po kilku miesiącach znaleźli jego rozbity samochód gdzieś w środku lasu...spalił się żywcem...dopiero wtedy zrozumiałem jak bardzo go kochałem. Nigdy mu nie powiedziałem jak bardzo jestem mu za wszystko wdzięczny...i za to nienawidzę się do dzisiaj...nie wiem czy jest w niebie, czy w piekle...ale i tak codziennie o nim myślę, i mam nadzieje, że mi to wybaczył...- Wstrząsa mną szloch-...ale kiedy Cię zobaczyłem...poczułem, że może jeszcze jest dla mnie szansa...może jednak nie jestem taki zły i na coś zasługuję...Że może ojciec mi jednak wybaczył iż byłem wobec niego tak nieufny i zesłał mi prawdziwy cud...

(SZALENIE RADZĘ WŁĄCZYĆ SOBIE W TEJ CHWILI PIOSENKĘ HERO-ENRIQUE INGLESIASA *^* )

....Ciebie....kiedy jeszcze żył...kupił mi aparat...nie korzystałem z niego, aż nie spotkałem Ciebie...-Łapię worek i wysypuję jego zawartość tuż przed Ciebie. Na podłogę wysypuje się kilka set, może nawet kilka tysięcy twoich zdjęć. Jak jesz, śmiejesz się, idziesz, myślisz, grasz na w-f, śpisz na lekcji, a nawet jak płaczesz na jakimś filmie z Taeminem...Ocieram łzy z policzków - Nie wiem czy pamiętasz, ale kiedyś się do mnie odezwałeś...to było w dzień sportu 2 lata temu...upadła mi kartka z numerkiem...podałeś mi ją i uśmiechnąłeś się do mnie... To wtedy zrozumiałem, że Cię kocham...zrozumiałem to bo to Twój uśmiech...zwykły uśmiech...sprawił, że moje serce zaczęło bić szybciej, że przestałem się obwiniać...-Patrzę prosto w twoje oczy-...Możesz sobie teraz myśleć, że jestem dziwny...nieważne...jestem szczęśliwy...Ty dałeś mi tyle szczęścia ile wystarczyłoby dla wszystkich koreańczyków...ale obdarowałeś tym szczęściem właśnie mnie...dziękuję Ci za to Bummie...Ja też chciałbym dać Ci tyle samo szczęścia...dlatego chciałbym z tobą zostać...dzielić z tobą te szczęśliwe i te smutne chwile...być przy tobie kiedy się śmiejesz, płaczesz, złościsz, a nawet wymądrzasz...Kocham Cię i dlatego proszę Cię..pozwól mi ze sobą zostać...Pozwól mi zostać swoim bohatrem....

Patrzę na te zdjęcia...i nie mogę uwierzyć. Chowam twarz w dłoniach i zaczynam płakać. Płakać jak małe dziecko. Wycieram łzy kołdrą i próbuję się uspokoić. Przed sobą widzę...siebie. Siebie 2 lata temu. I teraz. Kiedy idę, jem, śmieję się, płaczę, podnoszę coś, myślę, siedzę. Tyle zdjęć. Tysiące...W głowie mam milion myśli, które wcale nie tworzą jednej, spójnej całości. Podnoszę wzrok i nasze spojrzenia się spotykają. Po twoich policzkach spływają łzy. Ocierasz je i znów się uśmiechasz. Nie wiem co zrobić...wyjść...?...zostać....Zwijam się w kulkę i kładę się na futonie. Dalej chowam twarz w dłoniach. Cicho szlocham, chowając się pod kołdrę.

"Niepotrzebnie Ci je pokazywałem.." Wycieram oczy "Nie chcę stracić..." Zbieram zdjęcia i chowam je wszystkie do worka. "Spalę je.." Biorę zdjęcia moich rodziców i wynoszę je z pokoju. Nie ma Cię w pobliżu więc mogę sobie pozwolić na płacz. Po chwili się reflektuję i idę do pokoju..nie ma Cię tam. Rozumiem co wybrałeś...opieram się o ścianę i zjeżdżam po niej w dół. Powinienem się pogodzić z twoją decyzją, więc czemu to tak boli..? Gdzieś z korytarza słyszę szelesty i tupanie.

Zakładam na siebie t-shirt i bokserki. Zbiegam po schodach na dół, kiedy orientuję się, że wyszedłeś z pokoju. Zaglądam po drodze do każdego pomieszczenia. Nie ma cię w pokoju obok...ani w łazience. Zauważam, że stoisz w przedpokoju. Zakładasz kurtkę. Podbiegam do ciebie, rzucam ci się na szyję a nogami obejmuję cię w pasie.
-Czy ty już do reszty powariowałeś?!?! Kretynie! Zostanę z tobą do końca życia! I jeszcze dłużej! Więc zostań tym bohaterem! -Zaczynam płakać.


Lecę z tobą do tyłu. Upadam na Ciebie i słyszę jęk. Szybko się podnoszę. Przepraszam! boże przepraszam! nie chciałem! -Przerażony próbuję pomóc Ci wstać. Wstając niechcący kopiesz mnie w piszczel i znowu upadam ciągnąc Ciebie za sobą.- Auua....-Stękam kiedy wbijasz mi łokieć w żebra.- Gdzieś ty był...? szukałem Cię po całym domu...a on nie jest wcale taki duży...-Ocieram twoje łzy delikatnie dotykając przy tym twojego policzka.

-Leżałem pod kołdrą głupku! -wstaję i poprawiam koszulkę. -Pamiętasz jak mi powiedziałeś, że mnie  nie zostawisz...? To może wytłumaczysz mi, czemu chciałeś wyjść, co?! -kopię cię lekko nogą w ramię, kiedy ty leżysz na podłodze.

Pod kołdrą?! kołdra była rozwalona na podłodze i pod nią nie było nikogo! jak to czemu!? chciałem iść Cię szukać! skoro nie było Cię w domu to byłeś poza nim! Aua! Kibum to boli! -Łapię twoją nogę tuż przy mojej twarzy .Patrzę na Ciebie ostro -Nawet się nie waż..

Patrzę na ciebie ze wściekłością w oczach. -A żebyś wiedział, że się odważę!- wyszarpuję nogę z twojego uścisku i kopię cię trochę mocniej. -Kara musi być!

-Aua! za co niby ta kara! -Zaczynam Cię gilgotać, przestajesz mnie kopać -To nie fair! W takim razie ty też musisz zostać ukarany!

-Ja?! Chyba ty! to ty chciałeś wyjść!! ja byłem ciągle w domu! I przestań mnie gilgotać! -próbuję uwolnić się z twojego uścisku. Po chwili udaję mi się to. Czołgam się po ziemi w stronę kuchni, jednak kiedy jestem już w połowie drogi, nagle czuję, że coś mnie ciągnie za nogę...

-No a czemu teraz chcesz uciec?! -Ciągnę Cię z powrotem do siebie i zamykam z żelaznym uścisku. -Nic nie powiedziałeś! Nie wiem co mam myśleć, a ty mi tego jeszcze nie ułatwiasz! Kibum! Chcesz ze mną zostać albo nie! decyduj! Tu i teraz! -Patrzę w twoje oczy lekko zdyszany po "zabawie".

Patrzę przez chwilę w twoje oczy z powagą na twarzy. -To zależy w jakim znaczeniu...-odwracam teatralnie głowę w bok i próbuję powstrzymać uśmiech cisnący mi się na twarz.

-Znaczeniu...? Jakim znaczeniu!?!? O czym ty mówisz? -Próbuję spojrzeć na twoją twarz- Kibum! patrz na mnie kiedy do Ciebie mówię! -obracam twoją twarz. Nie wiem co mam myśleć..najpierw płacze, opowiadamy sobie historia naszych żyć, a potem się na mnie focha?!

-Mogę z tobą zostać...w sensie być twoją drugą połówką...ale mogę też zostać...u ciebie w domu. Możemy razem zamieszkać...-spoglądam z niepewnością w twoje oczy, zagryzając dolną wargę, po chwili uśmiechając się szeroko.

"Mieszkać....chce ze mną zamieszkać?..." Kiedy dochodzi do mnie sens tych słów. Uśmiecham się jak dziecko i przytulam Cię bardzo mocno.- Chcesz ze mną zamieszkać?! Naprawdę!? HAHAHA Cieszę się! A moją druga połówką jesteś już na zawsze!! -Śmieję się unoszac Cię i okrecając jak dziecko. Przestaję zmachany i patrzę na twoją czerwoną twarz-..Kocham Cię Bummie...-Uśmiecham się szeroko.

 -Hah! Zobaczysz, będzie fajnie! Będziemy razem chodzić do szkoły, wracać z niej, gotować, sprzątać, a jak będę miał problemy w szkole to będziesz mi pomagał i tłumaczył różne rzeczy...z biologii...oczywiście wiesz co mam na myśli...i będziemy mieć szczeniaczki! i małego kotka! i dziecko!!! i weźmiemy ślub! I będziemy razem wyjeżdżać na wakacje!!

Słucham twojego paplania i patrzę na twoją rozradowaną twarz
-Taak...będzie tak jak mówisz..-Umiecham się i całuję Cię w szyję- Pamiętasz jak wczoraj powiedziałem, ze oprócz zrobienia tego z tobą mam jeszcze dwie bardzo ważne rzeczy do zrobienia?...


-Tak...pamiętam...o co chodziło...? O! A nasze wesele urządzimy w...Jonghyun...? -niepokoję się, kiedy nabierasz poważnego wyrazu twarzy.

-Ja teraz mówię serio Kibum...chcę założyć z tobą rodzinę...-Patrzę Ci głęboko w oczy. Odstawiam Cię na ziemię- Chcę abyś kiedyś za mnie wyszedł i stał się mój...żeby kiedyś idąc przez korytarz w naszym domu było słychać nie tylko szczekanie i miałczenie, ale też śmiech i tupot małych stópek...Chcę zapewnić Ci bezpieczeństwo i szczęście w przyszłości...Kibum...Kibum czemu płaczesz..? -Wycieram twoje łzy- Przepraszam...najwyraźniej się trochę pospieszyłem...

-To ze szczęścia..-patrzę ci głęboko w oczy, uśmiechając się. -Ale..to jedna rzecz...a jaka jest druga...?

-A...to....a to to kiedy indziej...-Rumienię się. Nerwowo uśmiecham i patrzę gdzieś w bok. Patrzę na nadgarstek- Oh..jak już późno...musimy iść do szkoły..Choć bo się spóźnimy, a jeszcze musimy wziąć torby..-Łapię Cię za rękę i wybiegamy z domu.

-A...ale...ja jestem w bokserkach! I nie zjadłem śniadania! I....czemu tak nagle się zarumieniłeś....? Chodź, wszystko mi powiesz!- ciągnę cię z powrotem do mieszkania, zamykam drzwi i sadzam Cię na krześle. -Zaczekaj tu, a ja pójdę się przebrać...tylko...emmm...chciałbyś mi pożyczyć jakieś swoje ubrania...?

Siedzę na krześle jak na szpilkach- Jasne...weź z szafy to co będziesz chciał..i co będzie na Ciebie pasować...A ja pójdę i zrobię Ci śniadanie...Głupi zapomniałem, że niczego jeszcze nie jadłeś. -wstaje i idę do kuchni.

Wbiegam po schodach na górę i zatrzaskuję drzwi do twojego pokoju. Opieram się o nie plecami i zaczynam myśleć...-a co jeśli on chce ci się oświadczyć Key...? W końcu...chce założyć z tobą rodzinę...a to wiąże się z małżeństwem...chyba...jeśli tak...będzie się musiał tobie oświadczyć...Key, spokojnie tylko nie panikuj...-mówię sam do siebie, podchodząc do szafy. -Hmm..w co by się tu ubrać...?

Kibum?! Ile Ci to zajmie?! bo ja bym mógł iść do sklepu w tym czasie! -Nerwowo przeskakuje z nogi na nogę. "Zrobię to dziś wieczorem.." -KIBUM! A! i pod zlewem z łazience w szafce masz pianki do włosów i jakieś tam kosmetyki jak chcesz!!

-Chwila!!! -krzyczę -...muszę jakoś wyglądać...dobra. Ostatnie poprawki i....gotowe! -spoglądam w lustro. Postanowiłem ubrać biały t-shirt z czarnym nadrukiem i białe rurki. Klasycznie. Włosy idealnie ułożone,  lekko pofalowane i utrwalone lakierem. Różowa grzywka, lekko zawinięta na końcach zasłania moje pomalowane kredką oczy, którą znalazłem w stercie lakierów i pianek.Ale...czegoś mi brakuje...moje spojrzenie przyciąga szafka, na której stoją perfumy. Wybieram te najdelikatniejsze. Spryskuję nimi szyję i nadgarstki. Ostatni raz spoglądam w lustro. Idealnie. Schodzę po schodach zauważając, że stoisz i nerwowo przebierasz nogami.

-Gdybyś powiedział mi, że zajmie Ci to ..-Patrzę na nadgarstek- 45 minut! to poszedłbym do skle...-Urywam w połowie zdania patrząc na Ciebie- Wow...-Otwieram usta z wrażenia. Wyglądasz niesamowicie...Co prawda codziennie tak wyglądasz, ale teraz..wyglądasz jak anioł...cały na biało, i ten zapach...perfumy których nigdy nie użyłem...nie podobał mi się ich zapach, a teraz...pachniesz wspaniale...Twoje oczy tak delikatne, a jednocześnie tak drapieżne...Patrzę na siebie. Krzywię się ...rety...powinienem iść się przebrać...przy tobie wyglądam jak żebrak...Mam na sobie zwykły biały t-shirt z dekoltem w serek, czarne rurki i tego samego koloru trampki.

Rumienię się, kiedy śledzisz mnie wzrokiem. Schylam się i zakładam buty. Kątem oka widzę, jak wpatrujesz się w mój tyłek. "Czemu on się patrzy na mój tyłek!!?" Nie zwracam na to uwagi, zakładam czarne trampki, próbując je zawiązać, jednak nie wychodzi mi to za dobrze...czuję twój wzrok na sobie.

Twój tyłek jest taki seksowny w tych spodniach..Ale wszystko inne też... "kurr...Jonghyun idioto przestań się gapić na jego tyłek! " Odchrząkam nerwowo. Od kilku dobrych minut próbujesz zawiązać sznurówki..ale coś Ci nie wychodzi...jestem pewny, że umiesz, ale ręce Ci się trzęsą..tylko czemu? Kucam naprzeciwko Ciebie, łapię za sznurówki i raz dwa wiążę je w kokardkę, końcówki wkładam do środka. Podaję Ci kurtkę i wychodzimy. Łapię Cię za rękę -Czemu się tak denerwujesz...?

Zamykasz drzwi na klucz, łapiesz mnie za rękę i schodzimy na dół po schodach. -Emm...nie to nic. Naprawdę- uśmiecham się do ciebie, lekko ściskając twoją rękę. Wychodzimy na dwór i od razu kierujemy się na parking. Jest strasznie zimno i wygląda na to, że zaraz będzie padać. Na parkingu stoi mnóstwo aut. Podchodzimy do białego audi q7. -Ty...ja....ja myślałem...że pójdziemy na piechotę....-mówię niepewnie, kiedy otwierasz mi drzwi od strony pasażera.

-Jest zimno, czemu miałbym Ci kazać iść na piechotę w taki mróz...? Wczoraj pojechałem autobusem. -Widzę jak patrzysz na auto -Aaah..to...emmm..powiem Ci w samochodzie okej? -Uśmiecham się trochę się rumieniąc.

Wsiadam do auta i zapinam pas. Siadasz na miejscu kierowcy i odpalasz auto. Włączasz ogrzewanie a w samochodzie od razu robi się ciepło. Boję się czegokolwiek dotknąć zwłaszcza, że siedzenia są zrobione z jasnej skóry. "Kurczę, ono musiało kosztować miliony"

-Em...no to...co chcesz wiedzieć..-Dalej się lekko rumienie. Nie lubie o tym rozmawiać..ale skoro mam dzisiaj wieczorem...no to muszę Ci o tym powiedzieć..

-Skąd...masz to auto..? Ono musiało kosztować miliony- uśmiecham się do ciebie, ale mój uśmiech szybko z chodzi mi z twarzy, kiedy zauważam, że nabierasz powagi.

-Emmm..mój tata..biologiczny...-Przełykam ślinę...założył SM.Town...pewnie znasz.. I ja teraz...przejąłem po nim pałeczkę...Patrzę przed siebie, na drogę.

Odwracam się do ciebie i siadam bokiem.-Sm Town...? TO SM Town?!?! To które co roku przeprowadza casting wybierając najlepszych tancerzy i piosenkarzy?!?! -patrzę na ciebie z iskierkami w oczach. -Słyszałem, że to jedna z najlepszych wytwórni muzycznych...

-Usiądź prosto i zapnij pas...Tak, TO SM Town...Stajemy na światłach...-i samochód wcale nie kosztował miliony...-nadymam policzki jak dziecko, dalej się na Ciebie nie patrząc.

-No doobra, już się tak nie złość -przeczesuję twoje włosy palcami. -Ale...jestem zaskoczony. Być właścicielem takiej wytwórni muzycznej...to jak marzenie. -To dlatego tyle razy nie było cię w szkole...

-Nie złoszczę się, czemu miałbym..? -Uśmiecham się delikatnie- Tylko proszę Cię zapnij pas i usiądź prosto... marzenie...zależy dla kogo...ciągły stres, szczególnie iż jestem młodszy od reszty pracowników, w pracy darzą mnie szacunkiem, ale po niej, zawsze obrzucają błotem..no bo "jak ktoś młodszy od nich może nimi rządzić?"..eh...Pozatym ciągłe konferencje...i jeszcze dobieranie zespołów...to strasznie trudne...nie mogę popełnić błędu w wyborze, bo to może zrójnować karierę całemu zespołowi...Tak samo teraz....mam zaledwie 3 miesiące żeby znaleźć kandydatów na nowy zespół...Mamy już nazwę, i role, już nawet wiem kogo bym chciał...ba! 2 osoby już mam na stanowiskach...2 mam na wyciągnięcie ręki...ale ta ostatnia...ni cholery nikt mi nie gra...-Marszczę brwi.

-Założę się, że na pewno ją znajdziesz..o! A Taemin? On zawsze chciałby być w takim zespole! -uśmiecham się do ciebie delikatnie i złączam nasze dłonie.

-Tak, on właśnie jest jedną z tych dwóch osób wiesz..? -Uśmiecham się lekko sciskając twoją dłoń. Zielone światło- Nie wiem tylko czy by się zgodził...to się wiąże z tymczasowym opuszczeniem szkoły...niestety...postawiłbym go na stanowisku "głównego tancerza" widziałem go w akcji...jest niesamowity...oprócz tego mam już "rapera" i "lidera" -Uśmiecham się- znasz ich nawet...no przynajmniej z widzenia..

-Hmmm...a kto jest głównym wokalistą....?

-Właśnie jego nie mam..-Cmokam z niezadowoleniem-...najtrudniej jest zawsze go znaleźć...musi jednocześnie wyglądać, śpiewać i mieć osobowość... najlepiej gdyby był tzw. BOGIEM SEKSU, ale we wszystkich szkołach w Seoulu nie znalazłem nikogo odpowiedniego...w czwartek wyjeżdżam dalej szukać...chcesz jechać ze mną? -Uśmiecham się szeroko.

-Bóg seksu mówisz...? Znam takiego jednego...ale właśnie założył rodzinę, więc nie wiem czy chciałby się zgodzić...No i jego żona też jest niczego sobie...-patrzę przed siebie, uśmiechając się szeroko.

Patrzę na Ciebie i mrużę oczy. "czemu on mówi o jakimś kolesiu 'BÓG SEKSU'..to na mnie powinien patrzeć..." Rodzine mówisz...?.. ile ma lat? znam go? A pozatym...Kibum nie mogę robić mieszanych zespołów...nawet jeżeli koleś by się nadał to jego żony nie mógłbym wziąć..-Mruczę pod nosem- No chyba, że była by na tyle dobra żeby zostać lideką w tym nowym girls bandzie......

-Ale ja nie mówię, że ta ,,żona,, musi być dziewczyną...-dalej na ciebie nie patrzę -A ten facet...jest naprawdę przystojny...i ma wspaniałą osobowość...i widziałem go raz bez koszulki...jest dobrze zbudowany...i ma taki anielski głos....mmmm....

Stoimy już na parkingu, chamuję ostro słysząc o koszulce- Wi..widzi...widziałeś go bez koszulki?! Ale na basenie ma się rozumieć?! albo w szatni tak!? i jak to żona nie kobietą..!? A ten głos...emm...uhh...yyyyhh....-Wychodzę samochodu. Opieram się o drzwi. Mamroczę pod nosem -Jonghyun...ogarnij się...on się tylko z tobą droczy....chyba...

Podchodzę do ciebie w podskokach i staję przed tobą. -Nie. nie widziałem go na basenie. Ani w szatni. Ani na siłowni. Ale muszę przyznać...jest naprawdę bardzo dobrym kochankiem. -zamykam oczy rozmarzony, wspominając poprzednią noc.

Otwieram szeroko oczy. Zapowietrzam się. Otwieram i zamykam usta na zmianę. Wyglądasz na tak szczęśliwego kiedy o nim myślisz...Zamykam z trzaskiem drzwi przy tym przytrzaskując sobie dłoń
- O KUŹWA! UUU..MMM.....AAAA.....BOLIII...Zginam się wpół. Patrzę na dłoń, przez której całość przebiega krwisty ślad- Ałłłaaaa....to bolało...-Walę w samochód- Głupie drzwi...! fiuuu....-Głęboko oddycham, aż mi się gorąco zrobiło. Patrzę na Ciebie. Widzę twoje zmartwione spojrzenie. Wstaje jak gdyby nigdy nic.- No...chodźmy, bo się jeszcze na lekcje spóźnimy...


-Głupku mamy jeszcze 20 minut. Siadaj. Wezmę jakąś apteczkę. -sadzam cię na ławce tuż obok parkingu a sam idę poszukać apteczki w aucie. Po chwili wracam do ciebie, siadam ci okrakiem na kolanach i biorę twoją dłoń. -Auuu, to musiało boleć, ale nie martw się. Jeśli chcę potrafię być bardzo dobrą pielęgniarką-uśmiecham się do ciebie zadziornie, przemywając twoją dłoń wodą utlenioną na zmianę dmuchając na nią zimnym powietrzem.

Przechodzi mnie dreszcz kiedy siadasz na mnie okrakiem. Dotykasz mojej dłoni tak delikatnie, ale ja się nie dam zwieść. - Tamtego kolesia o anielskim głosie też tak kiedyś opatrywałeś?..-Pytam się patrząc na Ciebie groźnie. Marszczę brwi.

-Może tak...-Całuję przelotnie twoje usta-....może nie....-chichoczę pod nosem. "Jejku Jonghyun, ciebie naprawdę łatwo jest nabrać."

"CHOLERA! JESTEM NA NIEGO ZŁY....ALE....CHOLERA!!!!" Nie ulegnę mu, nie ulegnę mu..NIE ULEGNĘ MU! Kiedy czuję, że kończysz, sam się podnoszę, zawijam bandaż do końca, zamykam samochód i idę w stronę wejścia do szkoły.

Podbiegam do ciebie i łapię cię pod rękę. -No nie mów, że jesteś zły, haha! -staję przed tobą, zatrzymując cię. -Ale muszę przyznać, ten facet jest napraawdę przystojny -przymykam oczy, oblizując swoją górną wargę.

Wyrywam się i idę coraz bardziej czerwony ze złości. Przekraczamy bramę szkoły.- Cieszę się, że go lubisz, mam nadzieje, że on też Cię lubi..-Przyspieszam kroku.

-A nasze plecaki...? Nie pójdziemy po nie...? -ciągnę cię za rękę w kierunku tyłów szkoły, zachęcająco kręcąc biodrami. -Naprawdę Jonghyun, musisz go kiedyś poznać. Często chodziłem z nim na tyły szkoły....

Jesteśmy już na tyłach szkoły. Kiedy tylko znikasz za ścianą od razu przygwożdżam Cię do niej. -Przestań. Przestań mówić o jakimś kolesiu o anielskim głosie i boskim Ciele. -Groźne spojrzenie.Wręcz na Ciebie warczę - Wku**ia mnie to rozumiesz? Nie chcę żebyś mówił o jakimś fagasie kiedy jesteś ze mną. A już szczególnie nie chcę żebyś się wręcz rozmarzał na wspomnenia jego "technik" czy "chodzenia z nim na tyły". Rozumiesz mnie? -Kolanem naciskam na twoje krocze, a ręce trzymam mocno po twoich obydwóch stronach. Patrzę Ci głęboko w oczy z takim wku**em jakiego by się nie powstydził sam diabeł.

-Ilu dziewczynom tak groziłeś skoro....mmm...nazywają cię diabłem..? -wzdycham, kiedy twoje kolano mocniej naciska na moje krocze. Patrzę na ciebie z taką samą wściekłością. Oblizuję wargi i udaję, że mnie to nie obchodzi. -Wypuść mnie.

Jestem już wku**iony nie na żarty. - Kilku...może trochę więcej...a co Cię to teraz tak zaczęło interesować? -Naciskam jeszcze mocniej i zaczynam ruszać kolanem. Zaciskam zęby. Mam ochotę coś rozwalić, zgnieść, zetrzeć w proch. Oddycham niekontrolowanie, bardzo głęboko.

-Hmm...serio..? Nie bez powodu nazywają cię diabłem, skoro im groziłeś. Musiały być naprawdę zadowolone, skoro miały szansę zostać wyruchane przez takiego boga seksu i diabła zarazem -patrzę na ciebie z rozbawieniem w oczach. -Pewnie już słyszałeś o szybkich numerkach na tyłach szkoły? Ja to wymyśliłem i uwierz mi....-Szepczę do twojego ucha-....niektórzy chłopcy z naszej szkoły są naprawdę nieźli w te gierki.

________________________________________________________________
Przepraszam , że kończymy w tak beznadziejnym momencie  ;___;  Postaramy się jak najszybciej dodać kolejny rozdział. Może uda się nawet dzisiaj :3
Seme i Hajkusia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz